Sama jestem sobie winna.
Dałam się wrobić jak dziecko i zaproponowałam wydzierganie broszek dla dziewczyn z klasy syna. Namachałam się szydełkiem i oto są:
Najzabawniejsze jest to, że tak strasznie marudziłam w trakcie robienia ich, że po co się w to pchałam, że po co zgłaszać się na ochotnika. Jednak naprawdę mam z tego ogromną satysfakcję, jestem zadowolona z siebie. Chyba muszę zawsze trochę pomarudzić, żeby zachować twarz, długo pracowałam na opinię wrednej wiedźmy i nie mogę tego tak głupio zmarnować ;-)
Sporo ich! :) Wszystkie piękne!
OdpowiedzUsuńAśka, podziwiam!
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, żeby moje dziewczyny dostały w szkole takie piękne prezenty, nie mówiąc już o nas:)
Fajny prezent :) W ubiegłym roku robiłam ze "swoimi" chłopakami zawieszko do telefonów ;)
OdpowiedzUsuńPiękna różnorodność! A to się dziewczynom trafi super prezent.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki, dziewczyny!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, nie dostawałyśmy broszek, ale "nasi" chłopcy potrafili zaskoczyć. Pamiętasz horoskopy pisane przez Marcina?
Podziwiam za cierpliwość!!!:-)
OdpowiedzUsuńOj, mamuś - chyba jednak nie jest z ciebie taka jędza? Zapunktowałaś u syna! Trzeba się było trochę nagłowić nad wzorkami.
OdpowiedzUsuń